Rainer Maria Rilke

Wizje Chrystusowe

Cmentarz żydowski

Majowy wieczór. — Wśród feerii świateł
niebo się mieni. Płonie cicho żarem.
Grobowce szare, zmurszałe, omszałe,
okrywa wiosna nowymi kwiatami;
sierotka kładzie — a jej rączka drży —
zerwaną świeżą zieleń na mogile matki.
Od ulic nie dobiega żaden gwar ni krzyk,
daleko leżą tramwajowe tory,
po białych ścieżkach toczy się powoli
znużony dzień w czerwone umieranie.
Żydowski stary cmentarz leży w Pradze.
Okrywa zmierzch kamienne zakamarki,
gdzie Spiro śpi, bohater walk zażartych.
I mądry jakiś mąż, o którym głosi wieść,
że aż do słońca wzbił się w swoim locie,
a przede wszystkim stary rabbi Löw,
którego płaczą jeszcze dziś potomki. —

Światło zapala się w budce strażnika,
i z żelaznego kominka już dymi
skromna wieczerza. A przy grobie Liwy
powoli wstaje Jezus. Biedny Żyd,
a nie Zbawiciel, uśmiechnięty, wzniosły.
W oczach ma tysiąc pełnych bólu nocy,
a jego wąskie blade wargi tchną:
„Jehowa — biada, że mnie nadużyłeś!
Gdzie najwierniejszy leży z twoich sług,
tu będę, stary Boże, z tobą się prawował! —
Przyszedłem tutaj, aby walczyć z tobą.
Bo kto ci dał to wszystko, kto? — no mów —
Wszak starej wierze już niejedna włócznia
zadała z wrażej ręki krwawy cios —
i wtedy ja przyniosłem moją wiarę,
sprawiłem, że się znów twój obraz wzniósł,
nowe mu dając rysy, godne, czyste.
I w ludzkie gwarne, błędne rojowisko
cisnąłem twoje imię — wielkie „On”.
A potem ciężka od ziemskiej udręki
wzbiła się moja dusza na wysokie niebo,
i moja dusza marzła; ono było puste.
Nie było ciebie nigdy — lub już cię nie było,
gdy nieszczęśliwy przyszedłem na ziemię.
Cóż mogły mnie obchodzić ludzkie troski,
skoroś ty, Bóg, już ludzi nie gromadził
u twego tronu. Skoro ufne prośby
są mrzonką ledwie, ty się nie objawiasz,
bo ciebie nie ma. — Sądziłem tak wpierw,
że jestem głosem twej idei świata……
Była mi wszystkim, Ojcze, twoja bliskość…
Straszliwy, jeśli cię nigdy nie było,
to moja miłość i mój ból musiały
cię stworzyć wtedy, w gaju Getsemani.”
………………………………………………………….
W budce strażnika już zgasło światełko.
W łożysko rzędem grobów obrośnięte
z księżycowego źródła płynie fala modra.
I gwiazdy patrzą z jasnością dziecięcą,
skryte za czarną krawędzią grobowca.

I Chrystus, do rabbiego grobu obrócony:
„Też ci się podobało, starcze, wers niejeden
na cześć tamtego Boga klecić w trudzie.
Któż kazał grzebać ci, zmurszały głupcze,
w pradawnych psalmach i nad biblią ślęczeć?
Wiedziałeś tyle — jesteś kimś zapewne —
by się zajmować mądrością tajemną.
Z tym koniec teraz! Czy nie znasz zaklęcia,
którego ostrzem kłamną niebios chustę
mógłbym od razu rozerwać na sztuki?
Czy nie odkryłeś w oparach dymiących
alchemicznego pieca takiego płomienia,
co ze straszliwą, niespętaną siłą
i sykiem żądnym swe mściwe jęzory
aż ku aniołom we wszechświat wyciąga?
Nie znasz trucizny, co jak pocałunek
matki jest słodka, po zażyciu zasię
nieświadomego uśmierca okrutnie?
O szczęście, gdybyż cały świat tak zatruć!
Czy nie znasz środka, co taką nienawiść
wznieci, by każdy stał się drapieżnikiem?
Nie mógłbyś przywieść na ciche pastwiska
strasznych demonów jakiejś bitwy ludów?
Nie mógłbyś ustanowić nowej wiary,
co złość obłędną w każdej piersi wzbudzi?
Wzmóż w nieskończoność jej mroczne popędy,
ześlij mór dżumy, ześlij rój zarazy,
aby w barłogu sprzedażnym ciepełku
świat cały zginął od miłości takiej!”

Śmiał się szyderczo. I w niemych kamieniach
coś woła, jak zwierzęcia krzyk śmiertelny.
I szron na nocy majowej się kładzie.
I czarny motyl w pobliżu przeleciał —
widzi Chrystusa, jak klęczy i płacze.

{«Judenfriedhof» z cyklu «Christus-Visionen», przeł. Andrzej Lam}
{Pierwodruk: „Księga obrazów. Ofiary dla Larów. Chrystusowe wizje”. Przeł. Andrzej Lam. Warszawa 2009}