Rilke we wspomnieniach
Byliśmy rodzeństwem
Byłam przez lata Twoją żoną, boś Ty stał mi się najpierwszą, najrzeczywistszą rzeczywistością, jednością ciała i człowieczeństwa, prawdziwym tworem życia. Słowo w słowo mogłam Ci wyznać to samo, coś Ty mi wyznał mową miłości: Ty jedna jesteś rzeczywista.
Byliśmy małżonkami, zanim jeszcze staliśmy się przyjaciółmi, i zaprzyjaźniliśmy się nie z wyboru, ale na mocy jakichś wewnętrznych zaślubin. Nie szukały się w nas dwie połowy, zaskoczona jedność rozpoznawała siebie ze zdumieniem w drugiej, nieobjętej jedności. Byliśmy rodzeństwem, ale jak przed praczasem, zanim jeszcze kazirodztwo stało się grzechem.
— Lou Andreas-Salomé na kartach swych wspomnień, przeł. W. Markowska
Zaślubiony śmierci
W czerwcu roku 1922 udałam się do Sierre na spotkanie z Rainerem Marią Rilkem; mieszkający w Muzot poeta pragnął przeczytać mi swe Elegie, które rozpoczął pisać w roku 1912 w Duino i ukończył dopiero po dziesięciu długich latach. Dlaczego nie potrafiłam podówczas zrozumieć, iż był to człowiek zaślubiony śmierci…
Czyż kiedykolwiek widziałam bardziej promienne oblicze, czy wsłuchiwałam się w słowa skrzące się milszą błogością? Odniosłam wrażenie, że poznał on tajemnicę życia; radość i cierpienie, pomyślność i nieszczęście, życie i śmierć — wszystko uznał za właściwe, wszystko przyjął z aprobatą, pełen niewymownej radości odnalazł dla wszystkiego zrozumienie. Ja zaś, kiedy spoglądałam na niego i słuchałam jego głosu, odczułam głębokie wzruszenie, widząc, jak tę twarz, poddaną zazwyczaj bezbrzeżnej melancholii, opromienia szczęście.
Winnam była wówczas zrozumieć, iż poeta sięgnął szczytu, wspiął się na najwyższy wierzchołek i spojrzał w oblicze Boga — a potem miał przed sobą już tylko śmierć.
Jako że śmierć nadeszła i zabrała nam niezrównanego poetę tudzież drogiego i oddanego przyjaciela, pragnę oto spisać moje własne wspomnienie o nim, wspomnienie tak drogie memu sercu i być może również tym, którzy znali i darzyli uczuciem tego nieodżałowanego, przedwcześnie zmarłego człowieka.
Na kartach moich dzienników odnajduję notatki, skreślone po niemiecku, przeważnie jednak po francusku, nierzadko jeszcze tego samego dnia. Przepisuję je w brzmieniu nieomal dosłownym, poczynając od wspomnienia naszego pierwszego spotkania w Paryżu w grudniu roku 1909.
Owszem, znałam już wówczas większość jego publikacji, dużo też o nim usłyszałam z ust naszego wspólnego przyjaciela, dr. Rudolfa Kassnera. Pewnego wieczoru w Wiedniu Kainz deklamował jego wiersze, które uczyniły na mnie przejmujące wrażenie. Wiedziałam, że Rilke przebywa w Paryżu, słyszałam także o uwielbieniu, jakim darzył comtesse de Noailles, którą pewnego razu spotkał był przelotnie w atelier Rodina.
— Marie von Thurn und Taxis Wspomnienie o Rainerze Marii Rilkem
Aż do zapamiętania
Mówił mi o swej pracy podczas naszego wspólnego pobytu w Paryżu; siedzieliśmy wtedy w jego wspaniałym, jeszcze przez samego Rodina umeblowanym refektarzu Sacré Coeur przed olbrzymią terasą, znad której z opuszczonego, zdziczałego ogrodu dolatywał zapach kwitnącej, wczesnej wiosny, towarzyszący owym długim tygodniom poświęconym pracy aż do zapamiętania.
Mówił o transie tworzenia, który zawładnął nim do tego stopnia, że w tym upojeniu pracą mieszała mu się rzeczywistość z postaciami i epizodami jego dzieła; mówił też o przymusie, co mu kazał na miejsce swego dzieciństwa, którego właściwie nie miał, które go ominęło, stworzyć sobie inne, własne.
Nigdy nie zapomnę jego spojrzenia, oczy jego jakby przenikały na wskroś to lato kwitnące przed nami, gdy głosem pełnym smutku mówił: Widzisz, bo z tym jest jak w baśni, gdzie wrzuca się zaklętego bohatera w głębię studni o północy, a po trzech nocach wybija godzina jego wyzwolenia. Nadaremnie — bo skąd czerpać odwagę?
— Lou Andreas-Salomé na kartach swego wspomnienia Rainer Maria Rilke, przeł. A. Milska
Dokąd oczy poniosą
Wokół Rilkego cisza narastała jakby sama z siebie, gdziekolwiek się znalazł. Bronił się przed wszelkim hałasem, nawet własnej sławy, która — jak to pięknie powiedział — jest niczym innym niż sumą wielu nieporozumień gromadzących się wokół jednego nazwiska.
Z Rilkem trudno było się skontaktować. Nie miał domu, nie miał adresu, pod którym można by go szukać, nie miał stałego miejsca zamieszkania, nigdzie nie pracował. Stale podróżował po świecie i nikt, nawet on sam nie wiedział z góry, dokąd go oczy poniosą. Dla jego niezmiernie czułej i wrażliwej duszy powzięcie jakiejkolwiek decyzji, wszelkie planowanie i zapowiadanie było już ciężarem…
— Stefan Zweig Świat wczorajszy, przeł. M. Wisłowska
Drogi Rilke
Widzę w nim, kocham w nim najsubtelniejszego i najbardziej uduchowionego z ludzi tego świata, człowieka najgłębiej nawiedzanego przez dziwne lęki i przez wszystkie tajemnice ducha.
— Paul Valéry, 1927