Księga obrazów
Słowa przed zaśnięciem
Chciałbym z kimś razem zaśpiewać,
przy kimś siedzieć i być.
Chciałbym kołysać cię, nucić,
być, gdy się budzisz, zasypiasz.
Chciałbym w domu jedynym być,
kto by wiedział: noc była zimna.
I chciałbym słuchać z uwagą
ciebie i świata, i lasu.
Zegary zwołują się biciem,
i widzi się czasu głąb.
A tam w dole obcy ktoś idzie,
i psa obcego lęk zdjął.
I będzie cisza. I wzrok moich oczu
cały na tobie spocznie;
i łagodnie cię weźmie i opuści cię trwożnie,
gdy coś poruszy się w mroku.
{Zum Einschlafen zu sagen z tomu Das Buch der Bilder, przeł. Andrzej Lam}
{Pierwodruk: „Księga obrazów. Ofiary dla Larów. Chrystusowe wizje”. Przeł. Andrzej Lam. Warszawa 2009}
Mówić przy zasypianiu
A niechże ja kogoś do snu utulę,
posiedzę przy kimś, pobędę.
A niech ja śpiewaniem ukołyszę cię czule,
z twym snem, z przebudzeniem się sprzędę.
Niech będę ten jeden jedyny w domu,
co noc poznał z mrozem kosmosu.
Niech wsłucham się w głąb, i nasłucham ogromu —
ciebie i lasu, i losu.
Biją zegary, nawołują się w dźwięku,
i czas prześwieca jak rzeka.
Pies obcy gdzieś naszczekuje po ciemku
w dole na obcego człowieka.
A potem cisza. I w ciszy potężnej
nie odrywam od ciebie wzroku —
zatrzymanej w nim miękko i niedosiężnej,
gdy rzecz jakaś przesuwa się w mroku.
{Zum Einschlafen zu sagen z tomu Das Buch der Bilder, przeł. Adam Pomorski}
{Pierwodruk: „Sonety do Orfeusza i inne wiersze”. Wybrał i przełożył Adam Pomorski. Kraków 1994}
Cisza
Słyszysz, kochana, wznoszę ręce — słyszysz
szelesty…
Jakież mogłyby samotnych gesty
nie czuć, że je tłum rzeczy podsłuchuje w ciszy?
Słyszysz, zamykam oczy, lecz ten lekki
szmer dobiega także aż do Ciebie.
Słyszysz, kochana, podnoszę powieki…
… lecz czemu nie ma tu Ciebie.
Mojego ruchu odbicie najsłabsze
w jedwabnej ciszy znaczy się najtrwalej;
najmniejsze wzruszenie odciska się na zawsze
w napiętej zasłonie oddali.
Na mych oddechach wznoszą się i opadają
gwiazdy.
Do mych warg wonie do wodopoju
płyną w powiewie
i poznaję przeguby
dalekich aniołów.
Tylko tej, o której myślę: Ciebie
nie widzę.
{Die Stille z tomu Das Buch der Bilder, przeł. Mieczysław Jastrun}
{Pierwodruk: „Poezje”. Przeł. Mieczysław Jastrun. Kraków 1974, 1987, 1993}
Przypomnienie
A ty czekasz, ty czekasz na jedno,
co twe życie wzniesie nieskończenie,
na wielkie, niezwykłe zdarzenie,
na kamieni nagłe przebudzenie,
na głębie, co u nóg twych legną.
Zmierzchają na półkach twoich
rzędy ksiąg w brąz oprawnych, złoconych,
a ty myślisz o krajach zwiedzonych,
o obrazach, o strojach
kobiet znów utraconych.
I wiesz nagle: to już kiedyś było.
I podnosisz się. I staje w twych progach
jakiegoś roku, co minął,
Postać, Modlitwa, Trwoga.
{Erinnerung z tomu Das Buch der Bilder, przeł. Mieczysław Jastrun}
{Pierwodruk: „Poezje”. Przeł. Mieczysław Jastrun. Kraków 1974, 1987, 1993}
Pont du Carrousel
Szaro na moście stoi ślepiec stary,
jak słup graniczny królestw bez imienia.
On może jądrem jest, środkiem istnienia,
wkoło którego krążą gwiazd zegary,
i konstelacji jasnych centrum cichem.
Bo wszystko przy nim pędzi, błyszczy szychem.
On jest ten święty, który się nie zmienia,
wstawiony w chaos wielu błędnych dróg,
on jest podziemnych pieczar ciemny próg,
stojący pośród płytkiego plemienia.
{Pont du Carrousel z tomu Das Buch der Bilder, przeł. Witold Hulewicz}
Patrzący
Widzę, w drzewach rośnie burza,
która z niebios zachmurzonych
sięga okien mych strwożonych:
z dala słyszę rzeczy głosy,
lecz nie pojmę ich bez druha,
nie pokocham ich bez siostry.
Burza idzie i przetwarza,
przez las idzie i przez czas,
wszystko traci ciężar lat:
pejzaż jak w psałterzu fraza,
wieczność, siła i powaga.
Jakże małe, z czym walczymy,
jak wielkie, co walczy z nami;
gdy zjednamy się z rzeczami,
wielka burza nas powali, —
bez imienia, bez granicy.
Małe jest, co pokonamy,
małymi czyni zwycięstwo.
Rzeczy wieczne i niezwykłe
łatwo nam się poddać nie chcą.
To jest Anioł, co się zjawił
mężom w Starym Testamencie:
gdy cięciwy wrogów w walce
drżą i brzęczą jak metale,
czuje je między palcami
jak melodie strun zaklęte.
Kogo Anioł ten zwycięży,
co tak często niecha walki,
idzie prosty, dumny, mężny,
tą hartowną dłonią wsparty,
co, kształtując, go dotknęła.
Już zwycięstwa go nie nęcą,
chce być zwyciężany teraz
siłą coraz potężniejszą.
{Der Schauende z tomu Das Buch der Bilder, przeł. Andrzej Lam}
{Pierwodruk: „Księga obrazów. Ofiary dla Larów. Chrystusowe wizje”. Przeł. Andrzej Lam. Warszawa 2009}
O dziewczętach
Dziewczęta, od was się uczą poeci
to wypowiedzieć, czym jesteście same;
od was się uczą dalekiej przestrzeni,
tak jak wieczory od gwiazd niedosiężnych
biorą naukę, czym się wieczność staje.
Niech się poecie żadna nie oddaje,
też gdy on wzrokiem o kobietę prosi;
bo tylko jak dziewczyna myśleć o was zdolny:
uczucie wszak w przegubach waszych dłoni
złamałoby się pod ciężkim brokatem.
Pozwólcie, niech sam będzie w swym ogrodzie,
gdzie co napotkał, do wieczności równał,
tak na codziennie przemierzanej drodze,
jak na ławeczce, w cieniu czekającej,
i w izbie, gdzie wisiała ulubiona lutnia.
Idźcie!… już zmierzcha. On więcej nie szuka
waszego głosu ni wdzięcznej postaci.
Droga go wzywa daleka i pusta,
i pod ciemnymi wiodąca bukami —
i niema izba, i milczące usta.
… A waszych głosów z daleka już słucha
(wśród ludzi, których zmęczony unika)
i cierpi jego wrażliwość nadczuła
na myśl, że wielu ogląda was z bliska.
{Von den Mädchen z tomu Das Buch der Bilder, przeł. Andrzej Lam}
{Pierwodruk: „Księga obrazów. Ofiary dla Larów. Chrystusowe wizje”. Przeł. Andrzej Lam. Warszawa 2009}
Jesienny dzień
Panie: już czas. Tak silne było lato.
Już na słoneczne rzuć swój cień zegary,
a na rozłogach porozpuszczaj wiatry.
Rozkaż dojrzewać ostatnim owocom;
niech jeszcze słońce przez dwa dni im sprzyja,
aby nabrzmiały, i napędź z ochotą
ostatnią słodycz do ciężkiego wina.
Kto nie ma domu, już go nie zbuduje.
Kto jest samotny, już nie będzie inny,
ten będzie czuwał, czytał, pisał długie listy
i po alejach, kiedy mgła się snuje,
w smutku wędrował wśród pędzących liści.
{Herbsttag z tomu Das Buch der Bilder, przeł. Andrzej Lam}
{Pierwodruk: „Księga obrazów. Ofiary dla Larów. Chrystusowe wizje”. Przeł. Andrzej Lam. Warszawa 2009}
Dzień jesienny
Panie: już czas. Tak długo lato trwało.
Rzuć na zegary słoneczne twój cień
i rozpuść wiatry na niwę dojrzałą.
Każ się napełnić ostatnim owocom;
niech je dwa jeszcze ciepłe dni opłyną,
znaglij je do spełnienia i wpędź z mocą
ostatnią słodycz w ciężkie wino.
Kto teraz nie ma domu, nigdy mieć nie będzie.
Kto teraz sam jest, długo pozostanie sam
i będzie czuwał, czytał, długie listy będzie
pisał i niespokojnie tu i tam
błądził w alejach, gdy wiatr liście pędzi.
{Herbsttag z tomu Das Buch der Bilder, przeł. Mieczysław Jastrun}
{Pierwodruk: „Poezje”. Przeł. Mieczysław Jastrun. Kraków 1974, 1987, 1993}
Trwoga
W zmarniałym lesie słychać ptaka krzyk,
co dziwny się wydaje w tym zmarniałym lesie.
A przecież tkwi zamknięty ptaka krzyk
w tej jednej spośród wszystkich chwil,
jak niebo wielki w tym zmarniałym lesie.
I wszystko w tym wołaniu się zawiera:
Kraj cały się rozciąga w nim bezgłośnie,
potężny wiatr się tuli doń miłośnie,
a chwila, co na przyszłość się otwiera,
jest blada, cicha, jakby coś wiedziała,
jak gdyby śmierć każdego przeczuwała,
co z tego krzyku rośnie.
{Bangnis z tomu Das Buch der Bilder, przeł. Andrzej Lam}
{Pierwodruk: „Księga obrazów. Ofiary dla Larów. Chrystusowe wizje”. Przeł. Andrzej Lam. Warszawa 2009}
Aszantowie
(Jardin d’Acclimatation)
Nie, żadnej wizji obcych krajów,
żadnych smagłych kobiet, które
śmiało szaty w tańcu zrzucają.
Żadnych dzikich i obcych melodii.
I żadnych pieśni, z krwi zrodzonych,
i żadnej krwi, co z głębi krzyczy.
Żadnych smagłych dziewcząt aksamitnie
w senności tropiku rozłożonych;
i żadnych oczu, co jak oręż błyszczą,
i ust w uśmiechu szerokich.
I tak cudownego zrozumienia
dla jasnych ludzi próżności.
I jak mnie trwożyło to patrzenie.
O jak wierniejsze są zwierzęta,
które u kraty powstają z nadzieją,
nowym rzeczom obce i niechętne,
których nie chcą i nie rozumieją;
cichy ogień je trawi pomału
i zapadają się w siebie jak w noc,
w nowej przygodzie nie biorą udziału
i są samotne ze swą wielką krwią.
{Die Aschanti z tomu Das Buch der Bilder, przeł. Andrzej Lam}
{Pierwodruk: „Księga obrazów. Ofiary dla Larów. Chrystusowe wizje”. Przeł. Andrzej Lam. Warszawa 2009
Wersja zmieniona przez tłumacza w stosunku do pierwodruku}
Konfirmanci
(Paryż, w maju 1903)
W welonach białych idą konfirmanci
głęboko w świeżą ogrodową zieleń.
Z dzieciństwem swoim się właśnie rozstali,
a co ich czeka, to już inne będzie.
O, niech nadchodzi! Czy to będzie pauza,
czekanie na następne wybicie godziny?
Już koniec święta, w domu będzie gwarniej
i smutniej długie popołudnie minie…
To było dorastanie do tej białej szaty
i potem pochód przez ulice strojny,
i potem kościół, niby jedwab chłodny,
i długie świece podobne do alej,
i wszystkie światła lśniły jak klejnoty,
widziane wzrokiem odświętnym i rzadkim.
I było cicho, kiedy rozbrzmiał śpiew:
Jak chmury się unosił pod sklepienie
i jasny był w spadaniu, niby deszcz,
łagodnie padający na te białe dzieci.
Ich biel się poruszyła jakby w wietrze,
w fałdach się stała nagle kolorowa,
jakby się kwiatów rój tam chował —
kwiaty i ptaki, gwiazdy i postaci
z jakichś pradawnych i dalekich baśni.
Na dworze dzień był niebieski, zielony,
a w jasnych miejscach z nalotem czerwieni.
Staw się oddalał w falowaniu drobnym,
a wiatr przynosił wieści o kwitnieniu
i śpiewał o ogrodach za miastem daleko.
I było, jakby rzeczy wieńce nakładały,
stanęły w świetle, w lekkim blasku słońca;
i czucie wszystkich domów znaczyło fasady,
i liczne się otwarły i błyszczały okna.
{Die Konfirmanden z tomu Das Buch der Bilder, przeł. Andrzej Lam}
{Pierwodruk: „Księga obrazów. Ofiary dla Larów. Chrystusowe wizje”. Przeł. Andrzej Lam. Warszawa 2009}
Z dzieciństwa
W pokoju ciemność była istnym skarbem,
gdzie chłopiec siedział cicho jak w ukryciu.
A kiedy matka jak we śnie wchodziła,
drżały naczynia w zacisznej serwantce.
Czuła, że pokój obecność jej zdradza
i całowała chłopca: Ach, tu jesteś?…
A potem na fortepian patrzyli oboje,
bo grała czasem taką pieśń wieczorem,
którą się chłopiec miał przejąć prawdziwie.
Siedział spokojnie. Patrzył uporczywie
na rękę matki, zgiętą od pierścienia,
co jakby w gęstej śnieżystej zamieci
szła przez białe klawisze.
{Aus einer Kindheit z tomu Das Buch der Bilder, przeł. Andrzej Lam}
{Pierwodruk: „Księga obrazów. Ofiary dla Larów. Chrystusowe wizje”. Przeł. Andrzej Lam. Warszawa 2009}
Dzieciństwo
Tak płynie długi szkolny lęk i czas —
oczekiwanie, ciąg rzeczy ponurych.
O samotności, o czasie przesmutny…
A potem w dal: gwar ulic nieustanny,
na wszystkich placach tryskają fontanny,
w ogrodach tak wielki zdaje się świat —
I przez to wszystko iść z miną pogodną,
inaczej niż inni chodzili i chodzą —
O czasie cudowny, o czasie płynący,
o samotności.
I na to wszystko się patrzeć uważnie:
panowie, panie; panowie i panie
i dzieci, tak inne i tak kolorowe;
i tutaj dom stoi, tam piesek na drodze
i ufność bezkresna i trwoga tajemna —
O smutku bez sensu, o śnie, o grozo,
o głębi bezdenna.
I tak się bawić: piłka, obręcz, pierścień,
w jasnym ogrodzie, co powoli blednie,
i jak się zdarzy, potrącać dorosłych
w ślepym i dzikim pośpiechu gonitwy,
wieczorem cicho, drobnymi, równymi
krokami iść do domu w zamyśleniu:
O pojmowanie coraz ulotniejsze,
o lęku, o brzemię.
I godzinami gdzieś nad wielkim stawem
z małym żaglowym stateczkiem uklęknąć;
zapomnieć o tym, że też inne żagle,
piękniejsze może, po tej fali przemkną,
i myśleć o twarzyczce małej i blednącej,
co z tego stawu wychynęła, tonąc:
O ty dzieciństwo, porównania zwodne.
O dokąd, dokąd?
{Kindheit z tomu Das Buch der Bilder, przeł. Andrzej Lam}
{Pierwodruk: „Księga obrazów. Ofiary dla Larów. Chrystusowe wizje”. Przeł. Andrzej Lam. Warszawa 2009}
Muzyka
Czemu grasz, chłopcze? Przez ogrody szły
jak gdyby kroki, szepczące rozkazy.
Czemu grasz, chłopcze? Patrz, już twoja dusza
się zaplątała w syryngi piszczałki.
Czemu ją wabisz? Dźwięk jest jak więzienie,
w którym ją smutek nieodparcie zmoże;
życie twoje jest silne, lecz pieśni silniejsze,
ku twej tęsknocie rzewnie wychylone. —
Daj jej milczenie, by dusza spokojnie
powrócić mogła w zmienne fale życia
i aby rosła, mądrze i radośnie,
nim ją zniewoli twa czuła muzyka.
Patrz, jak już słabiej uderza skrzydłami:
tak, marzycielu, lot jej zmarnotrawisz,
że wątłe pióra, zszargane pieśniami,
nie dźwigną duszy nad mymi murami,
gdy ją przywołam, by przyjaciół bawić.
{Musik z tomu Das Buch der Bilder, przeł. Andrzej Lam}
{Pierwodruk: „Księga obrazów. Ofiary dla Larów. Chrystusowe wizje”. Przeł. Andrzej Lam. Warszawa 2009}
Samotność
Samotność jest jak deszcz. Z morza w przestworze
wznosi się ku wieczorom nad równin bezdroże,
płynie ku niebu i o każdej porze
niebo ją w sobie odwiecznie posiada,
dopiero później stąd na miasto spada.
Pada w godzinach dwuznacznych nad ranem,
gdy wchodzi w świt ulica za ulicą,
gdy ciała, co nic nie znalazły w sobie,
stronią odległe i rozczarowane;
i kiedy ludzie, co się nienawidzą,
muszą ze sobą spać we wspólnym łożu:
wtedy samotność płynie z rzekami ku morzu…
{Einsamkeit z tomu Das Buch der Bilder, przeł. Mieczysław Jastrun}
{Pierwodruk: „Poezje”. Przeł. Mieczysław Jastrun. Kraków 1974, 1987, 1993}
Samotność
Samotność jest jak deszcz.
Wstaje z morza wieczorem;
z krainy dalekiej, nieznajomej,
do nieba idzie potem rada.
I dopiero z nieba na miasto spada.
Pada najchętniej w przejściowej godzinie,
gdy wszystkie patrzą w świt ulice
i kiedy ciała, pustką przerażone,
widzą przed sobą już tylko rozłąkę;
i kiedy ludzie, co się nienawidzą,
muszą spać razem w jednym łóżku zgodnie:
potem z rzekami odchodzi samotnie…
{Einsamkeit z tomu Das Buch der Bilder, przeł. Andrzej Lam}
{Pierwodruk: „Księga obrazów. Ofiary dla Larów. Chrystusowe wizje”. Przeł. Andrzej Lam. Warszawa 2009}
Samotność
Samotność jest jak deszcz.
Z błękitu mórz unosi się ku zmierzchom;
sponad bezkresu równin porą przeszłą
ku niebu zdąża, co nią zawsze włada.
Dopiero z niebios na miasto opada.
Opada deszczem w tej dwuznacznej dobie,
gdy blaskiem świtu krąg ulic się mieni,
gdy ciał tych dwoje, nic nie odnalazłszy w sobie,
rozczarowania w radość nie przemieni,
gdy ludzie z sobą jedynie złączeni
we wspólnym łożu nienawiści tchnieniem —
wtedy samotność płynie rzek strumieniem…
{Einsamkeit z tomu Das Buch der Bilder, przeł. Dariusz Guzik}
Przeczucie
Jestem niczym chorągiew oddana przestrzeniom.
Czuję wiatr potężniejący, i sprostać muszę jego tchnieniom,
gdy rzeczy w dole milczenia pochłania nisza:
drzwi zamykają się miękko, a kominy wypełnia cisza;
okna nie drżą jeszcze i wszystko spowija kurz.
Wtedy przeczuwam już burze rozbudzone wśród mórz.
Rozkładam me ręce, zamykam się w sobie,
odrzucam sam siebie i pozostaję w słowie
sam pośród burz.
{Vorgefühl z tomu Das Buch der Bilder, przeł. Dariusz Guzik}